Zaginął w przeddzień targów, ale na Consumer Electronic Show w Las Vegas i tak zrobił furorę. Polski Triggo to elektryczny pojazd wprowadzający mobilność miejską i usługę car sharingu na wyższy poziom. „To, co prezentowaliśmy w Las Vegas, można nazwać car sharingiem na sterydach, wzbogaconym o funkcję zdalnego przebazowania pojazdów” – mówi Rafał Budweil, wynalazca i szef Triggo.
Blanka Dżugaj: Czym jest Triggo? Czy jest to samochód, czy raczej motocykl?
Rafał Budweil, wynalazca i szef Triggo: Triggo to pierwszy na świecie, i mówię to z całą odpowiedzialnością, pojazd, który łączy zalety motocykla i samochodu. Podobnie jak motocykl jest zdolny do pokonywania korków i bardzo łatwy do zaparkowania, natomiast w przeciwieństwie do jednośladu nie czyha na nasze życie. Posiada zamkniętą kabinę, która jest klatką bezpieczeństwa, pasy bezpieczeństwa dla dwóch osób – kierowcy i pasażera. Prowadzi się jak samochód, tzn. nie wymaga żadnych dodatkowych umiejętności, które są potrzebne przy prowadzeniu motocykla, czy skutera. Każdy, kto potrafi prowadzić samochód, potrafi też prowadzić Triggo. Z drugiej strony natomiast, posiada taki motocyklowy smaczek, jak pochylanie się w zakrętach, przy czym manewr wspiera komputer. Tym samym zapewnia frajdę z jazdy jednośladami, nie wymagając wysiłku i dodatkowych umiejętności.
To, co najlepsze z motocykla i samochodu
Na czym polega jego przewaga w zakresie mikromobilności?
Chodzi o rozwiązanie, którym jest podwozie o zmiennej geometrii. Przy niewielkich prędkościach – do 35 km/h, Triggo może się zwęzić do szerokości mniejszej niż szerokość wielu modeli motocykli, natomiast dla zachowania stabilności, przy wyższych prędkościach, przednia oś pojazdu rozsuwa się do szerokości typowej dla niewielkiego samochodu. To, co chciałem osiągnąć, to oszczędność czasu, charakterystyczna dla poruszania się jednośladem – nie marnujemy wówczas czasu na bezczynne tkwienie w korkach, nie mamy też problemów z parkowaniem.
Jak Państwo na to rozwiązanie wpadli?
Pomysł pojawił się w wyniku przemyśleń nad możliwością połączenia zalet motocykla i samochodu. Zapewnienie takiemu pojazdowi stabilności nie jest zagadnieniem trywialnym i dotychczasowe próby rozwiązania tego problemu nie były uwieńczone sukcesem. Nikt jednak nie próbował rozwiązania takiego, jak nasze. Opiera się ono na obserwacji, że przy niewielkich prędkościach podwozie pojazdu może pozostawać wąskie, natomiast przy rozwijaniu dużych prędkości pojazd i tak powinien dysponować odpowiednią ilością przestrzeni wokół. Stąd wniosek o zastosowaniu podwozia zmieniającego swoją szerokość w zależności od zakresu prędkości.

Car sharing na sterydach
A dlaczego elektromobilność?
Największe zalety Triggo nie wynikają z zastosowanego źródła napędu. Triggo został jednak pomyślany jako pojazd stricte miejski przeznaczony do pokonywania relatywnie niewielkich odległości w środowisku szczególnie wrażliwym na zanieczyszczenia i hałas, wobec czego napęd elektryczny jest wręcz narzucającym się rozwiązaniem. Ma ono wiele zalet wykraczających poza samą już ekologię. Triggo składa się z mniejszej liczby części, jest bardziej trwały.
Jednak znaną piętą achillesową napędu elektrycznego jest czas ładowania baterii. Z tym problemem sobie poradziliśmy poprzez zastosowanie wymiennych baterii. Proces zmiany baterii trwa 3 minuty i uniezależnia nas od dostępności stacji ładowania.
Już od kilku lat projektujemy Triggo pod kątem jego wykorzystania w platformach mobility as a service, czyli usługi zwanej car sharingiem. Natomiast to, co prezentowaliśmy w Las Vegas, można nazwać car sharingiem na sterydach, wzbogaconym o funkcję zdalnego przebazowania pojazdów. Triggo jeżdżącym w Warszawie sterowaliśmy z naszego stanowiska na targach CES, czyli z odległości 6 tysięcy mil. Miało to na celu nie tyle zrobienie wrażenia na publiczności, co demonstrację bardzo nowoczesnego modelu świadczenia usługi, w którym pojazd można za pomocą aplikacji zamówić w to miejsce, w którym my się znajdujemy. Pojazd „przyprowadzi” nam zdalny operator.

Mamy XXI wiek, coraz mniej osób chce posiadać własny samochód, ponieważ auto nie jest już wyznacznikiem pozycji społecznej, a coraz częściej postrzegane jest jako kłopot i oczywiście zagrożenie dla środowiska. Car sharing jest alternatywą – jeden pojazd w ramach car sharingu zastępuje od 9 do 13 samochodów indywidualnych. Problemem tej usługi była dotąd nieraz znaczna odległość, którą trzeba było przebyć, aby z takiego pojazdu skorzystać i braki dostępności pojazdów w najbardziej uczęszczanych rejonach miasta.
Przeczytaj także: Czeka nas przełomowy rok dla elektromobilności?
Polski produkt, który ma podbijać światowe rynki
Wspomniał pan o targach CES w Las Vegas. Byliście tam, aby…?
Aby zaprezentować Triggo publiczności w skład której wchodzili przedstawiciele rynków kapitałowych, innych graczy branży mobilności i naszych potencjalnych klientów. Choć trzeba przyznać, świat już wcześniej o nim słyszał – paradoksalnie, znacznie więcej doniesień medialnych o Triggo pojawia się za granicą niż w Polsce. Serce trochę z tego powodu boli, ale niezmiennie pozycjonujemy Triggo jako Polski produkt eksportowy, który pod naszą flagą ma w przyszłości podbijać światowe rynki. Stąd między innymi waga, którą przywiązujemy do ochrony naszej własności intelektualnej. Pojazd jest objęty ochroną patentową na całym świecie. Kraje, w których już mamy patenty zaludnia 4 mld ludzi.
Widziałam na liście nawet Chiny i Indie. Na jakie rynki planujecie wprowadzać Triggo?
Przede wszystkim na rynki w tych krajach, w których mamy wyłączność. To jest Unia Europejska, USA, Japonia, Indie, Chiny, Brazylia i Rosja. Mamy pięć grup międzynarodowych zgłoszeń patentowych, z których ostatnie wygasną w 2037 roku.
Jeden z naszych prototypów znajduje się obecnie w Singapurze, gdzie jest testowany przez lokalne władze w roli pojazdu ratowniczego i policyjnego. Co ciekawe, to właśnie władze Singapuru znalazły nas, a nie na odwrót.
Zamówiły najpierw jeden pojazd, a potem kolejny, który wkrótce tam wyruszy. Liczymy, że inne kraje będą chciały pójść w ślady Singapuru, uchodzącego za lidera innowacji w Azji.
Szukaliśmy rynków najbardziej perspektywicznych z punktu widzenia populacji, zatłoczenia miast, a także, jak w przypadku Rosji, warunków klimatycznych. Ten ostatni aspekt okazał się istotny dla władz Singapuru. W kraju tym występuje pora monsunowa, w czasie której nie wolno wysyłać strażaków i policjantów na motocyklach na miejsce wypadku. Władze szukały więc bezpieczniejszej alternatywy i znalazły Triggo.
Wróćmy na chwilę do Las Vegas i najważniejszych targów technologicznych świata, na których odnieśliście niewątpliwy sukces.
Tak, chociaż poprzedzony dużą dawką nerwów, ponieważ nasz prototyp zaginął w transporcie. Został omyłkowo skierowany do San Diego, do zupełnie innego klienta. Wrócił do nas, niestety, dopiero na drugi dzień targów – rano, tuż przed samym otwarciem. Skrzynia, w której podróżował była mocno uszkodzona, Triggo jednak nie ucierpiał i na własnych kołach pojechał na ekspozycję. Wszyscy nasi odwiedzający, a było ich kilkanaście tysięcy, byli pod dużym wrażeniem – zarówno zmianą rozstawu kół, jak i możliwością sterowania Triggo jeżdżącym po Warszawie z Las Vegas, i samym modelem biznesowym, którego nie ma jeszcze żadna firma na świecie, choć kilka nad nim pracuje. Zainteresowanie wyrażali nie tylko dziennikarze, ale i przedstawiciele biznesu, co jest ważne, bo nie ukrywam, że pojechaliśmy do Las Vegas również po to, by pokazać Triggo światu finansowemu. Mamy ambicję budowania własnych platform mobility on demand we wszystkich miejscach, w których wydaje się to celowe, czyli w dużych, zatłoczonych i pozbawionych miejsc parkingowych miastach, zarówno w Europie, jak też w USA i Azji Południowo-Wschodniej.

Z motyką na słońce
Czy na mocno rozwijającym się rynku elektromobilności jest miejsce dla mniejszych graczy, czy został on całkowicie zdominowany przez duże koncerny, jak choćby Toyota?
My jesteśmy mniejszym graczem specjalnego rodzaju, ponieważ znaleźliśmy rozwiązanie, na które nikt wcześniej nie wpadł. Na rynkach, na których mamy patenty Toyota nie może więc wprowadzać komercyjnie rozwiązania, które naruszałoby naszą ochronę patentową. Gdyby któryś z koncernów chciał wdrożyć podobne do naszego pojazdy, musi się zwrócić do nas z prośbą o pozwolenie. Owszem, rozważamy możliwość licencjonowania naszego rozwiązania, szczególnie na rynkach, które są dla nas dość odległe – i pod względem geograficznym, i kulturowym, i prawnym. To są takie rynki, jak Chiny i Indie. Próba samodzielnego ich zawojowania byłaby zapewne porywaniem się z motyką na słońce, co do którego nie wiemy, gdzie jest i jak mocno świeci. Mamy jednak w tych krajach przyznane patenty i rozmawiamy z szeregiem graczy, którzy są zainteresowani komercjalizacją naszego wynalazku.
Nie macie konkurencji?
Jest firma z Izraela City Transformer, która pracuje nad technologią podobną do naszej, choć bardziej skomplikowaną. Mocno trzymamy za nich kciuki i mówię to zupełnie szczerze, ponieważ wraz z nami stwarzają rynek i dodatkowo uwiarygadniają naszą działalność. Dwie firmy szukające podobnego rozwiązania świadczą o tym, że jest ono faktycznie potrzebne. Poza tym są na świecie startupy, które pracują nad modelem wynajmu aut elektrycznych, czy opracowują systemy zdalnego sterowania pojazdami. Natomiast przewaga Triggo polega na tym, że łączy wszystkie te rozwiązania.
Rozmawiała Blanka Dżugaj
Ekobiznes.pl to specjalistyczny serwis informacyjny o ekologii w biznesie. Codziennie publikujemy najświeższe ekonewsy i autorskie wywiady z przedstawicielami świata nauki i biznesu. Znajdź nas na Linkedinie lub Facebooku, albo subskrybuj Newsletter i bądź na bieżąco z najciekawszymi ekoinformacjami.